Wysiadła z autobusu i skierowała się
w dobrze znanym sobie kierunku. Zatrzymała się przy niewielkim
jednopiętrowym domku. Zapukała do drzwi z nadzieję, że za moment
ujrzy swoją najlepszą przyjaciółkę Larę. Po chwili w progu
ukazała się starsza kobieta z szerokim uśmiechem wymalowanym na
twarzy.
-Cassie, jak dawno cię nie
widziałam!-krzyknęła wciągając ją za rękę do środka.
-Dzień dobry. Przyjechałam zobaczyć
się z Larą.-przywitała się, wieszając kurtkę.
-Och...tak mi przykro...Lara wyjechała
z chłopakiem do jego rodziców, to bardzo daleko więc wracają za
miesiąc.-współczująco uśmiechnęła się kobieta prowadząc
Cassie do kuchni. Dziewczyna bardzo lubiła ten dom jak i całe
miasto Compton mimo że było najbiedniejszym w Kalifornii. Jeszcze
kilka lat temu mieszkała tu jej babcia ze strony ojca, który nie
utrzymywał z nią żadnego kontaktu. Cassie jako jedyna z całej
rodziny odwiedzała babcię i spędzała z nią często nawet kilka
dni nie chodząc w tym czasie do szkoły. Właśnie podczas jednych
ze swoich wagarów poznała sąsiadów babci, starsze małżeństwo o
nazwisku Holloman. Bardzo szybko zaprzyjaźniła się z ich wnuczką
Larą, której rodzice wyjechali do Australii zostawiając ją pod
opieką dziadków. Podobna sytuacja rodzinna zbliżyła je jeszcze
bardziej po wypadku samochodowym, w którym zginęli rodzice Cassie.
Mimo że po wszystkim babcia dziewczyn przygarnęła je do siebie,
Erin wciąż uciekała z domu. Od samego początku za całą tragedię
obwiniała starszą siostrę. Nie mogła wybaczyć jej tego, że ma
czelność cieszyć się życiem, podczas gdy ich rodzice tak szybko
je stracili. Cassie siedząc teraz w kuchni rozmyślała o
wydarzeniach, które miały miejsce w tym mieście. O szczęśliwych
chwilach z babcią, która odeszła dwa lata temu, o wspaniałych
wspomnieniach z Larą, gdy jako małe dziewczynki błąkały się po
niebezpiecznych uliczkach i zaułkach.
-Więc się zgadzasz?-z letargu
rozmyśleń wyrwał ją czuły głos starszej pani.
-Przepraszam...zamyśliłam się. Pójdę
już, nie będę Pani zawracać głowy-uśmiechnęła się i
skierowała do drzwi.
-Ależ dziecko, zostań, zaraz będzie
się ściemniać, wiesz jak tutaj jest wieczorami. Prześpij się, a
jutro wrócisz do Los Angeles.- namawiała pani Holloman. Cassie
jeszcze raz podziękowała za wszystko i opuściła dom. Mijała już
czwartą przecznicę i w dalszym ciągu nie mogła przypomnieć sobie
gdzie stoi jakiś hotel. Nie było jej w tym mieście cztery lata i
czuła się jakby wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt
stopni, może z wyjątkiem ogólnego ubóstwa i niebezpieczeństw
czających się na każdym kroku. Skręciła w wąską uliczkę i
spostrzegła przed sobą młodego mężczyznę. Z początku wydawał
jej się dziwnie znajomy, lecz wątpiła, że jego obecność tutaj
może być możliwa.
-Izzy!-zaryzykowała i krzyknęła za
znikającym za kolejnym zakrętem chłopakiem. Odwrócił głowę i
zaczął iść w stronę dziewczyny.
-Mała, co tu robisz?-objął ją i
delikatnie podniósł do góry.- Jesteś tu ze Slashem?-rozejrzał
się szukając przyjaciela. Na dźwięk przezwiska gitarzysty Cassie
nerwowo poprawiła włosy próbując ukryć zmieszanie i łzy
zbierające się w jej oczach.
-Yy...Nie...Przyjechałam do
przyjaciółki, ale okazało się, że nie ma jej w domu. Szukam
teraz hotelu, bo uciekł mi ostatni autobus.- starała się szybko
zmienić temat i sprawić by Izzy nie zadawał więcej pytań
odnośnie Slasha.
-Tak się składa, że mieszkam tu w
jednym hotelu, więc możemy tam pójść.-uśmiechnął się
zapalając papierosa.-Chcesz?-wyciągnął w jej kierunku paczkę z
Marlboro.
-Nie, dzięki. Nie wolno mi.-mruknęła
zanim zdążyła ugryźć się w język.
-A co, w ciąży jesteś?-gitarzysta
wybuchnął śmiechem i zaciągnął się.-Ej, co jest?-zauważył,
że dziewczyna odwróciła się tyłem i zaczęła drżeć.
-Tak, Izzy. Jestem w
ciąży!-wymamrotała.- Tylko błagam cię, nie pytaj mnie teraz o
Slasha, może później ci to wyjaśnię. Możemy iść już do tego
hotelu?-spytała pospiesznie ocierając łzy.
-Jasne.-wydukał zszokowany Izzy. Przez
całą drogę zastanawiał się co takiego musiał zrobić jej
chłopak, że uciekła od niego do tej dziury.
-Wejdziesz do mnie?
Pogadamy.-uśmiechnął się gdy stanęli przed jednym z dwóch
pokojów, za które mimo protestów Cassie zapłacił Izzy.
Dziewczyna nieśmiało weszła i zaśmiała się na widok bałaganu
panującego w pomieszczeniu. Przez myśl przeszło jej, że to chyba
znak rozpoznawczy każdego członka Guns N' Roses. Usiadła na
wskazanym przez Izziego fotelu i z rozbawieniem patrzyła na zmagania
chłopaka, który próbował doprowadzić pokój do ładu.
-Nie śmiej się! Robię to chyba drugi
raz w życiu!-krzyknął próbując wepchnąć ubrania do walizki.
-Nie musisz tego robić, byłam w
waszym domu nie raz...-skrzywiła się i spuściła głowę.
-Powiesz mi co się stało?-zapytał
siadając przed nią na podłodze.
-Izzy...tak bardzo nie chcę do tego
wracać...-westchnęła po czym jeszcze raz wzięła głęboki oddech
i szybko wyjaśniła całą sytuację związaną ze Slashem. Izzy
patrzył na nią szeroko otwartymi oczami i pierwszy raz od bardzo
dawna poczuł okropną złość na kolegę z zespołu. Nawet siebie
podejrzewałby o takie coś, ale nigdy jego. Dobrze go znał i
wiedział o jego wadach i zaletach, ale nigdy nie przypisał by mu
nieodpowiedzialności. Cassie otarła już dzisiaj chyba setny raz
mokre od łez policzki i dziękując Izziemu poszła do swojego
pokoju.
Wszedł do domu i od razu skierował
się na górę. Nie zaskoczył go widok ledwie przytomnego Slasha
próbującego grać na gitarze.
-Co odjebałeś?-zapytał opierając
się o framugę drzwi.
-Axl...s-spierdalaj!-warknął i znów
zajął się graniem jakiejś melodii. Wokalista pokręcił głową i
zbiegł na dół. Wszedł do kuchni i wpadł na Duffa całującego
się z jakąś brunetką.
-Uu, nieźle! Widzę, że
przeszkadzam...Duff wpadnę wieczorem, ok? Chyba, że to dla was za
mało czasu?-zaśmiał się szyderczo i zmierzył wzrokiem w połowie
nagą dziewczynę, która nie zmieszana obecnością chłopaka
całowała basistę po torsie.
-O dwudziestej!-jęknął gdy usta
brunetki zmierzały coraz niżej. Axl jeszcze raz rzucił okiem na
zgrabne ciało dziewczyny i wyszedł. Po piętnastu minutach był już
pod domem Erin, który od pół roku był również i jego domem.
Dziewczyna siedziała na tarasie i ze skupieniem pochłaniała jakąś
lekturę. Dopiero po kilku minutach zauważyła Axla, który
przyglądał się jej, oparty o barierkę.
-Kochanie! Byłeś u chłopaków?-
spytała odkładając na chwilę książkę. Chłopak strzepnął
głową jakby wyrwany z transu i wchodząc po schodach usiadł obok
niej na krześle.
-Chciałem pogadać z tym idiotą i
Duffem, ale pierwszy jest całkowicie zalany, a drugi pieprzy w
kuchni jakąś dziunię.-wzruszył ramionami i oparł głowę o
ścianę domu zamykając oczy.
-Masz dzisiaj jakieś plany?-szybko
starała się zmienić temat, by nie zszedł na rozmowę o jej
siostrze.
-Sypialnia?-mruknął kładąc jej dłoń
na kolanie.
-Niestety przez kilka dni nie
możemy.-uśmiechnęła się przepraszająco i zabrała jego rękę,
która zawędrowała już na jej udo.
-Ok...Pójdę do studia,
muszę...sprawdzę jak stoimy z materiałem.-przyłożył usta do jej
policzka i trwał tak przez moment. Po chwili oderwał się od niej i
pogłaskał po włosach. Mruknął tylko, że wróci późnym
wieczorem, bo umówił się z Duffem i poszedł odpalić samochód.
-O której przychodzi Rudy?-zapytał
Slash wchodząc do kuchni i trącając ramieniem siedzącego przy
stole basistę.
-Co, może teraz zostawisz
zespół?!-zerwał się z krzesła wywracając przy tym butelkę
wódki stojącą przed nim na stole.
-O chuj ci chodzi?! Masz jakiś
problem?-krzyknął Slash i odgarnął loki z czoła. Jego źrenice
były nienaturalnie powiększone, a wzrok jakby nieobecny.
-Przestań tyle ćpać, to może
zrozumiesz.-warknął i sięgając po piwo wyszedł na zewnątrz. Po
chwili przed ich domem zaparkował samochód, z którego wyszedł
Axl.
-Nie wierzę! Zero spóźnienia?!-zaczął
bić brawo Duff.
-Daruj sobie. Jest w domu Slash? Musimy
pogadać na temat prób. Byłem właśnie w studiu z Mattem, jesteśmy
do tyłu, trzeba zadzwonić do Izziego i ściągnąć go z tego
urlopu.-zaczął wyliczać zmierzając w kierunku drzwi wejściowych.
-Nie idziesz?-zatrzymał się w połowie
drogi i zerknął przez ramię na blondyna.
-Nie mam zamiaru gadać z tym
pojebem.-bąknął, dalej pijąc piwo.
-Nie wkurwiaj mnie! Nie mam zamiaru
gadać z nim o tym, co zrobił Cassie! To ich pierdolony interes! Nie
zgrywaj bohatera broniąc jej, tylko zapierdalaj do tego domu i
omawiaj z nami plan prób, bo nie będę z wami siedział całą
noc.-wrzasnął Axl i z hukiem zatrzasnął drzwi od domu. Po dwóch
godzinach kłótni i sporów usłyszeli dźwięk telefonu.
-Halo?-pierwszy do telefonu podbiegł
Slash.
-Cześć, tu Izzy. Powiedz Rudemu, że
wrócę za dwa tygodnie, mam ważną sprawę do
załatwienia.-powiedział dziwnie zachrypniętym głosem.
-Nie ma mowy. Próby zaczynamy w
następnym tygodniu. Masz być w niedzielę tutaj!
-Postaram się.-rzucił po chwili i
odłożył słuchawkę. Slash wracając do kuchni zderzył się w
drzwiach z Axlem, który powiedział, że musi już iść i jeśli
Izzy nie wróci w niedzielę, Slash ma po niego jechać.
-No...dobra...-odpowiedział trochę
zaskoczony Mulat i odprowadzając wzrokiem wokalistę poszedł do
swojego pokoju.
Axl wyszedł na zewnątrz i skulił
ramiona czując na sobie chłód nocy. Wsiadł do samochodu i odpalił
silnik. W ciągu kilku minut był już pod domem, który dzielił z
Erin. Wszedł na taras i siadając na krześle zapalił papierosa.
Rozmyślał o swoim ukochanym zespole, o nowej płycie, o drugiej
części trasy, w którą ruszali już za całe dwa miesiące i w
końcu o uczuciu, które nie dawało mu spokoju, którego nigdy
wcześniej nie zaznał. Po chwili usłyszał za sobą ciche
zgrzytnięcie drzwi i odgłos kroków, które poznałby nawet po stu
latach rozłąki. Przymknął oczy i poczuł ciepłe dłonie
obejmujące jego tors.
-Czemu nie wchodzisz?-wyszeptała mu do
ucha po czym delikatnie ucałowała czubek jego głowy.
-Idź do środka, zmarzniesz...-wyminął
jej pytanie i przelotem ucałował jej dłoń. Wstał i uśmiechnął
się do niej czule gładząc kciukiem jej policzek. Podszedł bliżej
i przyłożył jej głowę do swojej klatki piersiowej. Wtuliła się
w niego najmocniej jak tylko mogła i wdychała zapach jego perfum.
Ostrożnie, jakby była bardzo drogą porcelanową lalką otoczył ją
ramionami i delikatnie zaczął się kołysać. Chwilę później
odciągnął od siebie dziewczynę i niepewnie poprosił by weszli
już do domu.
Od kilku minut stał pod drzwiami
zastanawiając się czy powinien jej przeszkadzać, czy chce go teraz
widzieć, rozmawiać z nim? A może woli zostać sama? Już podnosił
pięść by zapukać, gdy drzwi otworzyły się i ujrzał w nich
przerażoną twarz Cassie. Wyglądała tak jakby za chwilę miała
zemdleć, jej zawsze gęste i puszyste włosy były teraz oklapnięte
i mokre od potu. Jedną ręką trzymała się za brzuch, a w drugiej
mocno ściskała kurtkę.
-Kurwa! Co ci jest?!-Izzy przytrzymał
ją gdy już prawie opadała na podłogę. Chciała mu odpowiedzieć,
lecz z jej ust wydobył się tylko cichy pisk. Chłopak oparł ją o
swoje ramię i najdelikatniej jak potrafił zszedł z nią do
recepcji.
-Niech pani zadzwoni po karetkę,
szybko!- krzyknął gdy tylko zauważył recepcjonistkę. Posadził
dziewczynę na fotelu stojącym w holu i zszokowany patrzył na jej
twarz. Nie miał pojęcia co się stało i bał się, że jej albo
dziecku stanie się jakaś krzywda. Po kilkunastu minutach do holu
wbiegli sanitariusze, posadzili Cassie na wózku i wjechali nim do
karetki.
-Jest pan kimś z rodziny?-zapytał
Izziego jeden z ratowników.
-Ja...jestem narzeczonym.
-W porządku, proszę wsiadać!-popchnął
Izziego do środka i zamknął za nim drzwi.
-Mogę wiedzieć ile to
potrwa?-zaczepił młodą pielęgniarkę, która wyszła właśnie z
sali, do której zabrali Cassie.
-Niech się pan uspokoi, dopiero
weszła.-uśmiechnęła się dziewczyna i posadziła gitarzystę na
krześle pod ścianą. Chłopak ukrył twarz w dłoniach i wypuścił
powietrze z płuc. Sekundy dłużyły mu się niemiłosiernie i tak
bardzo chciał już wiedzieć co się właściwie stało. Za każdym
dźwiękiem otwieranych drzwi podrywał się z krzesła i doszukiwał
się twarzy znajomego lekarza. W momencie gdy stracił już nadzieję,
że dowie się dzisiaj czegokolwiek zza drzwi, w których zniknęła
jego przyjaciółka wyszedł zajmujący się nią lekarz. Po wyrazie
twarzy tego mężczyzny Izzy zrozumiał, że może spodziewać się
najgorszego.
-Musi pan być teraz dla niej oparciem.
Bardzo mi przykro.-odparł ściskając ramię gitarzysty. -
Oczywiście może pan do niej wejść, ale nie na długo. Jak
skończycie, proszę przyjść do mojego gabinetu. Ostatnie drzwi po
lewej stronie na końcu korytarza.-uśmiechnął się ze współczuciem
i odszedł. Izzy stał jeszcze przez chwilę na korytarzu wahając
się przed wejściem do sali. W końcu pchnął lekko drzwi i
podszedł do łóżka, na którym leżała Cassie. Stanął obok nie
mając śmiałości spojrzeć jej w twarz.
-W porządku Izzy...-szepnęła łapiąc
go za rękę.- To był szósty tydzień.-dodała po czym zamknęła
oczy i zasnęła wyczerpana bólem i lękiem. Chłopak ucałował jej
mokre czoło i wyszedł, ostrożnie przymykając drzwi. Skierował
się do gabinetu wcześniej wskazanego mu przez lekarza i zapukał.
-Proszę!-usłyszał stłumiony głos
ginekologa.
-Dzień dobry, ja w sprawie mojej
przy...narzeczonej. Izzy Stradlin.-podał rękę mężczyźnie w
białym kitlu i usiadł na krześle przed biurkiem.
-Witam, doktor James Stein. Pewnie chce
mnie pan zapytać o powód poronienia panny Cassandry Everly. Otóż,
biorąc pod uwagę fakt, iż ciąża nie była prowadzona przez
żadnego lekarza, nie byłem w stanie uratować płodu. Podejrzewam,
że był on zagrożony już od pierwszych dni od poczęcia. Myślę,
że wczesna interwencja lekarska mogłaby temu zapobiec, ale nie
jestem od tego by państwa osądzać.-skrzywił usta w uśmiechu i
podał Izziemu receptę na leki.-Proszę również pomyśleć o
psychologu.-dodał nie przerywając sporządzania notatek.
-Czy...-gitarzysta z trudem przełkną
ślinę-Czy ona jest chora? To znaczy...czy będzie mogła mieć
kiedyś dzieci?-zapytał zmieszany.
-Oczywiście. W tym wypadku, poronienia
nie wystąpiło na skutek niedomogi pacjentki, lecz samoistnego
upośledzenia płodu. Myślę, że stres mógł mieć na to duży
wpływ.-dodał wyczytując z twarzy Izziego, że dziewczyna z
pewnością nie dbała o siebie podczas tych kilku tygodni ciąży.
-Dziękuję.-wyszeptał chłopak i mnąc
w ręku receptę wyszedł na korytarz. Nie chciał wchodzić teraz do
Cassie, wolał by się wyspała, odprężyła, próbowała zapomnieć,
choć wydawało mu się, że była mniej przejęta od niego. Po dwóch
godzinach spędzonych na szpitalnym korytarzu postanowił wejść do
dziewczyny. Odetchnął z ulgą zauważając, że wciąż śpi.
Dotknął jej dłoni, lecz szybko cofnął się gdy zamruczała przez
sen, a po chwili otworzyła oczy.
-Iz...Izzy...dziękuję, że
jesteś.-szepnęła z powrotem sięgając po jego dłoń.
-Spokojnie. Na pewno zostaniesz tu
kilka dni, potem wrócimy do Los Angeles.-uśmiechnął się
głaskając ją po włosach. Chciała coś powiedzieć, ale od razu
zapewnił, że o sprawę ze Slashem nie musi się martwić. Nachylił
się nad nią, by jeszcze ucałować jej czoło, lecz dziewczyna
podniosła głowę i zatopiła usta w jego ciepłych wargach.