czwartek, 14 marca 2013

2.

Wysiadła z autobusu i skierowała się w dobrze znanym sobie kierunku. Zatrzymała się przy niewielkim jednopiętrowym domku. Zapukała do drzwi z nadzieję, że za moment ujrzy swoją najlepszą przyjaciółkę Larę. Po chwili w progu ukazała się starsza kobieta z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-Cassie, jak dawno cię nie widziałam!-krzyknęła wciągając ją za rękę do środka.
-Dzień dobry. Przyjechałam zobaczyć się z Larą.-przywitała się, wieszając kurtkę.
-Och...tak mi przykro...Lara wyjechała z chłopakiem do jego rodziców, to bardzo daleko więc wracają za miesiąc.-współczująco uśmiechnęła się kobieta prowadząc Cassie do kuchni. Dziewczyna bardzo lubiła ten dom jak i całe miasto Compton mimo że było najbiedniejszym w Kalifornii. Jeszcze kilka lat temu mieszkała tu jej babcia ze strony ojca, który nie utrzymywał z nią żadnego kontaktu. Cassie jako jedyna z całej rodziny odwiedzała babcię i spędzała z nią często nawet kilka dni nie chodząc w tym czasie do szkoły. Właśnie podczas jednych ze swoich wagarów poznała sąsiadów babci, starsze małżeństwo o nazwisku Holloman. Bardzo szybko zaprzyjaźniła się z ich wnuczką Larą, której rodzice wyjechali do Australii zostawiając ją pod opieką dziadków. Podobna sytuacja rodzinna zbliżyła je jeszcze bardziej po wypadku samochodowym, w którym zginęli rodzice Cassie. Mimo że po wszystkim babcia dziewczyn przygarnęła je do siebie, Erin wciąż uciekała z domu. Od samego początku za całą tragedię obwiniała starszą siostrę. Nie mogła wybaczyć jej tego, że ma czelność cieszyć się życiem, podczas gdy ich rodzice tak szybko je stracili. Cassie siedząc teraz w kuchni rozmyślała o wydarzeniach, które miały miejsce w tym mieście. O szczęśliwych chwilach z babcią, która odeszła dwa lata temu, o wspaniałych wspomnieniach z Larą, gdy jako małe dziewczynki błąkały się po niebezpiecznych uliczkach i zaułkach.
-Więc się zgadzasz?-z letargu rozmyśleń wyrwał ją czuły głos starszej pani.
-Przepraszam...zamyśliłam się. Pójdę już, nie będę Pani zawracać głowy-uśmiechnęła się i skierowała do drzwi.
-Ależ dziecko, zostań, zaraz będzie się ściemniać, wiesz jak tutaj jest wieczorami. Prześpij się, a jutro wrócisz do Los Angeles.- namawiała pani Holloman. Cassie jeszcze raz podziękowała za wszystko i opuściła dom. Mijała już czwartą przecznicę i w dalszym ciągu nie mogła przypomnieć sobie gdzie stoi jakiś hotel. Nie było jej w tym mieście cztery lata i czuła się jakby wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, może z wyjątkiem ogólnego ubóstwa i niebezpieczeństw czających się na każdym kroku. Skręciła w wąską uliczkę i spostrzegła przed sobą młodego mężczyznę. Z początku wydawał jej się dziwnie znajomy, lecz wątpiła, że jego obecność tutaj może być możliwa.
-Izzy!-zaryzykowała i krzyknęła za znikającym za kolejnym zakrętem chłopakiem. Odwrócił głowę i zaczął iść w stronę dziewczyny.
-Mała, co tu robisz?-objął ją i delikatnie podniósł do góry.- Jesteś tu ze Slashem?-rozejrzał się szukając przyjaciela. Na dźwięk przezwiska gitarzysty Cassie nerwowo poprawiła włosy próbując ukryć zmieszanie i łzy zbierające się w jej oczach.
-Yy...Nie...Przyjechałam do przyjaciółki, ale okazało się, że nie ma jej w domu. Szukam teraz hotelu, bo uciekł mi ostatni autobus.- starała się szybko zmienić temat i sprawić by Izzy nie zadawał więcej pytań odnośnie Slasha.
-Tak się składa, że mieszkam tu w jednym hotelu, więc możemy tam pójść.-uśmiechnął się zapalając papierosa.-Chcesz?-wyciągnął w jej kierunku paczkę z Marlboro.
-Nie, dzięki. Nie wolno mi.-mruknęła zanim zdążyła ugryźć się w język.
-A co, w ciąży jesteś?-gitarzysta wybuchnął śmiechem i zaciągnął się.-Ej, co jest?-zauważył, że dziewczyna odwróciła się tyłem i zaczęła drżeć.
-Tak, Izzy. Jestem w ciąży!-wymamrotała.- Tylko błagam cię, nie pytaj mnie teraz o Slasha, może później ci to wyjaśnię. Możemy iść już do tego hotelu?-spytała pospiesznie ocierając łzy.
-Jasne.-wydukał zszokowany Izzy. Przez całą drogę zastanawiał się co takiego musiał zrobić jej chłopak, że uciekła od niego do tej dziury.
-Wejdziesz do mnie? Pogadamy.-uśmiechnął się gdy stanęli przed jednym z dwóch pokojów, za które mimo protestów Cassie zapłacił Izzy. Dziewczyna nieśmiało weszła i zaśmiała się na widok bałaganu panującego w pomieszczeniu. Przez myśl przeszło jej, że to chyba znak rozpoznawczy każdego członka Guns N' Roses. Usiadła na wskazanym przez Izziego fotelu i z rozbawieniem patrzyła na zmagania chłopaka, który próbował doprowadzić pokój do ładu.
-Nie śmiej się! Robię to chyba drugi raz w życiu!-krzyknął próbując wepchnąć ubrania do walizki.
-Nie musisz tego robić, byłam w waszym domu nie raz...-skrzywiła się i spuściła głowę.
-Powiesz mi co się stało?-zapytał siadając przed nią na podłodze.
-Izzy...tak bardzo nie chcę do tego wracać...-westchnęła po czym jeszcze raz wzięła głęboki oddech i szybko wyjaśniła całą sytuację związaną ze Slashem. Izzy patrzył na nią szeroko otwartymi oczami i pierwszy raz od bardzo dawna poczuł okropną złość na kolegę z zespołu. Nawet siebie podejrzewałby o takie coś, ale nigdy jego. Dobrze go znał i wiedział o jego wadach i zaletach, ale nigdy nie przypisał by mu nieodpowiedzialności. Cassie otarła już dzisiaj chyba setny raz mokre od łez policzki i dziękując Izziemu poszła do swojego pokoju.


Wszedł do domu i od razu skierował się na górę. Nie zaskoczył go widok ledwie przytomnego Slasha próbującego grać na gitarze.
-Co odjebałeś?-zapytał opierając się o framugę drzwi.
-Axl...s-spierdalaj!-warknął i znów zajął się graniem jakiejś melodii. Wokalista pokręcił głową i zbiegł na dół. Wszedł do kuchni i wpadł na Duffa całującego się z jakąś brunetką.
-Uu, nieźle! Widzę, że przeszkadzam...Duff wpadnę wieczorem, ok? Chyba, że to dla was za mało czasu?-zaśmiał się szyderczo i zmierzył wzrokiem w połowie nagą dziewczynę, która nie zmieszana obecnością chłopaka całowała basistę po torsie.
-O dwudziestej!-jęknął gdy usta brunetki zmierzały coraz niżej. Axl jeszcze raz rzucił okiem na zgrabne ciało dziewczyny i wyszedł. Po piętnastu minutach był już pod domem Erin, który od pół roku był również i jego domem. Dziewczyna siedziała na tarasie i ze skupieniem pochłaniała jakąś lekturę. Dopiero po kilku minutach zauważyła Axla, który przyglądał się jej, oparty o barierkę.
-Kochanie! Byłeś u chłopaków?- spytała odkładając na chwilę książkę. Chłopak strzepnął głową jakby wyrwany z transu i wchodząc po schodach usiadł obok niej na krześle.
-Chciałem pogadać z tym idiotą i Duffem, ale pierwszy jest całkowicie zalany, a drugi pieprzy w kuchni jakąś dziunię.-wzruszył ramionami i oparł głowę o ścianę domu zamykając oczy.
-Masz dzisiaj jakieś plany?-szybko starała się zmienić temat, by nie zszedł na rozmowę o jej siostrze.
-Sypialnia?-mruknął kładąc jej dłoń na kolanie.
-Niestety przez kilka dni nie możemy.-uśmiechnęła się przepraszająco i zabrała jego rękę, która zawędrowała już na jej udo.
-Ok...Pójdę do studia, muszę...sprawdzę jak stoimy z materiałem.-przyłożył usta do jej policzka i trwał tak przez moment. Po chwili oderwał się od niej i pogłaskał po włosach. Mruknął tylko, że wróci późnym wieczorem, bo umówił się z Duffem i poszedł odpalić samochód.


-O której przychodzi Rudy?-zapytał Slash wchodząc do kuchni i trącając ramieniem siedzącego przy stole basistę.
-Co, może teraz zostawisz zespół?!-zerwał się z krzesła wywracając przy tym butelkę wódki stojącą przed nim na stole.
-O chuj ci chodzi?! Masz jakiś problem?-krzyknął Slash i odgarnął loki z czoła. Jego źrenice były nienaturalnie powiększone, a wzrok jakby nieobecny.
-Przestań tyle ćpać, to może zrozumiesz.-warknął i sięgając po piwo wyszedł na zewnątrz. Po chwili przed ich domem zaparkował samochód, z którego wyszedł Axl.
-Nie wierzę! Zero spóźnienia?!-zaczął bić brawo Duff.
-Daruj sobie. Jest w domu Slash? Musimy pogadać na temat prób. Byłem właśnie w studiu z Mattem, jesteśmy do tyłu, trzeba zadzwonić do Izziego i ściągnąć go z tego urlopu.-zaczął wyliczać zmierzając w kierunku drzwi wejściowych.
-Nie idziesz?-zatrzymał się w połowie drogi i zerknął przez ramię na blondyna.
-Nie mam zamiaru gadać z tym pojebem.-bąknął, dalej pijąc piwo.
-Nie wkurwiaj mnie! Nie mam zamiaru gadać z nim o tym, co zrobił Cassie! To ich pierdolony interes! Nie zgrywaj bohatera broniąc jej, tylko zapierdalaj do tego domu i omawiaj z nami plan prób, bo nie będę z wami siedział całą noc.-wrzasnął Axl i z hukiem zatrzasnął drzwi od domu. Po dwóch godzinach kłótni i sporów usłyszeli dźwięk telefonu.
-Halo?-pierwszy do telefonu podbiegł Slash.
-Cześć, tu Izzy. Powiedz Rudemu, że wrócę za dwa tygodnie, mam ważną sprawę do załatwienia.-powiedział dziwnie zachrypniętym głosem.
-Nie ma mowy. Próby zaczynamy w następnym tygodniu. Masz być w niedzielę tutaj!
-Postaram się.-rzucił po chwili i odłożył słuchawkę. Slash wracając do kuchni zderzył się w drzwiach z Axlem, który powiedział, że musi już iść i jeśli Izzy nie wróci w niedzielę, Slash ma po niego jechać.
-No...dobra...-odpowiedział trochę zaskoczony Mulat i odprowadzając wzrokiem wokalistę poszedł do swojego pokoju.
Axl wyszedł na zewnątrz i skulił ramiona czując na sobie chłód nocy. Wsiadł do samochodu i odpalił silnik. W ciągu kilku minut był już pod domem, który dzielił z Erin. Wszedł na taras i siadając na krześle zapalił papierosa. Rozmyślał o swoim ukochanym zespole, o nowej płycie, o drugiej części trasy, w którą ruszali już za całe dwa miesiące i w końcu o uczuciu, które nie dawało mu spokoju, którego nigdy wcześniej nie zaznał. Po chwili usłyszał za sobą ciche zgrzytnięcie drzwi i odgłos kroków, które poznałby nawet po stu latach rozłąki. Przymknął oczy i poczuł ciepłe dłonie obejmujące jego tors.
-Czemu nie wchodzisz?-wyszeptała mu do ucha po czym delikatnie ucałowała czubek jego głowy.
-Idź do środka, zmarzniesz...-wyminął jej pytanie i przelotem ucałował jej dłoń. Wstał i uśmiechnął się do niej czule gładząc kciukiem jej policzek. Podszedł bliżej i przyłożył jej głowę do swojej klatki piersiowej. Wtuliła się w niego najmocniej jak tylko mogła i wdychała zapach jego perfum. Ostrożnie, jakby była bardzo drogą porcelanową lalką otoczył ją ramionami i delikatnie zaczął się kołysać. Chwilę później odciągnął od siebie dziewczynę i niepewnie poprosił by weszli już do domu.


Od kilku minut stał pod drzwiami zastanawiając się czy powinien jej przeszkadzać, czy chce go teraz widzieć, rozmawiać z nim? A może woli zostać sama? Już podnosił pięść by zapukać, gdy drzwi otworzyły się i ujrzał w nich przerażoną twarz Cassie. Wyglądała tak jakby za chwilę miała zemdleć, jej zawsze gęste i puszyste włosy były teraz oklapnięte i mokre od potu. Jedną ręką trzymała się za brzuch, a w drugiej mocno ściskała kurtkę.
-Kurwa! Co ci jest?!-Izzy przytrzymał ją gdy już prawie opadała na podłogę. Chciała mu odpowiedzieć, lecz z jej ust wydobył się tylko cichy pisk. Chłopak oparł ją o swoje ramię i najdelikatniej jak potrafił zszedł z nią do recepcji.
-Niech pani zadzwoni po karetkę, szybko!- krzyknął gdy tylko zauważył recepcjonistkę. Posadził dziewczynę na fotelu stojącym w holu i zszokowany patrzył na jej twarz. Nie miał pojęcia co się stało i bał się, że jej albo dziecku stanie się jakaś krzywda. Po kilkunastu minutach do holu wbiegli sanitariusze, posadzili Cassie na wózku i wjechali nim do karetki.
-Jest pan kimś z rodziny?-zapytał Izziego jeden z ratowników.
-Ja...jestem narzeczonym.
-W porządku, proszę wsiadać!-popchnął Izziego do środka i zamknął za nim drzwi.


-Mogę wiedzieć ile to potrwa?-zaczepił młodą pielęgniarkę, która wyszła właśnie z sali, do której zabrali Cassie.
-Niech się pan uspokoi, dopiero weszła.-uśmiechnęła się dziewczyna i posadziła gitarzystę na krześle pod ścianą. Chłopak ukrył twarz w dłoniach i wypuścił powietrze z płuc. Sekundy dłużyły mu się niemiłosiernie i tak bardzo chciał już wiedzieć co się właściwie stało. Za każdym dźwiękiem otwieranych drzwi podrywał się z krzesła i doszukiwał się twarzy znajomego lekarza. W momencie gdy stracił już nadzieję, że dowie się dzisiaj czegokolwiek zza drzwi, w których zniknęła jego przyjaciółka wyszedł zajmujący się nią lekarz. Po wyrazie twarzy tego mężczyzny Izzy zrozumiał, że może spodziewać się najgorszego.
-Musi pan być teraz dla niej oparciem. Bardzo mi przykro.-odparł ściskając ramię gitarzysty. - Oczywiście może pan do niej wejść, ale nie na długo. Jak skończycie, proszę przyjść do mojego gabinetu. Ostatnie drzwi po lewej stronie na końcu korytarza.-uśmiechnął się ze współczuciem i odszedł. Izzy stał jeszcze przez chwilę na korytarzu wahając się przed wejściem do sali. W końcu pchnął lekko drzwi i podszedł do łóżka, na którym leżała Cassie. Stanął obok nie mając śmiałości spojrzeć jej w twarz.
-W porządku Izzy...-szepnęła łapiąc go za rękę.- To był szósty tydzień.-dodała po czym zamknęła oczy i zasnęła wyczerpana bólem i lękiem. Chłopak ucałował jej mokre czoło i wyszedł, ostrożnie przymykając drzwi. Skierował się do gabinetu wcześniej wskazanego mu przez lekarza i zapukał.
-Proszę!-usłyszał stłumiony głos ginekologa.
-Dzień dobry, ja w sprawie mojej przy...narzeczonej. Izzy Stradlin.-podał rękę mężczyźnie w białym kitlu i usiadł na krześle przed biurkiem.
-Witam, doktor James Stein. Pewnie chce mnie pan zapytać o powód poronienia panny Cassandry Everly. Otóż, biorąc pod uwagę fakt, iż ciąża nie była prowadzona przez żadnego lekarza, nie byłem w stanie uratować płodu. Podejrzewam, że był on zagrożony już od pierwszych dni od poczęcia. Myślę, że wczesna interwencja lekarska mogłaby temu zapobiec, ale nie jestem od tego by państwa osądzać.-skrzywił usta w uśmiechu i podał Izziemu receptę na leki.-Proszę również pomyśleć o psychologu.-dodał nie przerywając sporządzania notatek.
-Czy...-gitarzysta z trudem przełkną ślinę-Czy ona jest chora? To znaczy...czy będzie mogła mieć kiedyś dzieci?-zapytał zmieszany.
-Oczywiście. W tym wypadku, poronienia nie wystąpiło na skutek niedomogi pacjentki, lecz samoistnego upośledzenia płodu. Myślę, że stres mógł mieć na to duży wpływ.-dodał wyczytując z twarzy Izziego, że dziewczyna z pewnością nie dbała o siebie podczas tych kilku tygodni ciąży.
-Dziękuję.-wyszeptał chłopak i mnąc w ręku receptę wyszedł na korytarz. Nie chciał wchodzić teraz do Cassie, wolał by się wyspała, odprężyła, próbowała zapomnieć, choć wydawało mu się, że była mniej przejęta od niego. Po dwóch godzinach spędzonych na szpitalnym korytarzu postanowił wejść do dziewczyny. Odetchnął z ulgą zauważając, że wciąż śpi. Dotknął jej dłoni, lecz szybko cofnął się gdy zamruczała przez sen, a po chwili otworzyła oczy.
-Iz...Izzy...dziękuję, że jesteś.-szepnęła z powrotem sięgając po jego dłoń.
-Spokojnie. Na pewno zostaniesz tu kilka dni, potem wrócimy do Los Angeles.-uśmiechnął się głaskając ją po włosach. Chciała coś powiedzieć, ale od razu zapewnił, że o sprawę ze Slashem nie musi się martwić. Nachylił się nad nią, by jeszcze ucałować jej czoło, lecz dziewczyna podniosła głowę i zatopiła usta w jego ciepłych wargach.

poniedziałek, 11 marca 2013

1.

-Ty...ty pierdolony sukinsynu! Ty jebana gnido! Jak mogłeś coś takiego zrobić?! Jak mogłeś jej tak powiedzieć..?!- Duff zaciskał pięści i patrzył na krztuszącego się Slasha. Mulat stał w pół zgięty na środku pokoju i pluł krwią na dywan. Przeszywający ból żołądka po ostrym ciosie Duffa nie pozwalał mu na wyprostowanie ciała, więc nie mówiąc nic czekał aż chłopak wyjdzie.
-Nigdy ci tego nie zapomnę Slash...nigdy!-dorzucił basista i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Wybiegł na ulicę przed domem i rozejrzał się w obie strony. Jakieś dwadzieścia metrów dalej dostrzegł siedzącą na ławce dziewczynę. Podbiegł do niej i klękając przed jej kolanami pocieszająco ścisnął jej dłonie.
-Cassie, Malutka...nie wiem co powiedzieć- zaczął niepewnie i uniósł placami jej podbródek, zmuszając by na niego spojrzała.
-Duff...Duff, co ja teraz zrobię?- spojrzała na niego spod zapuchniętych i oblepionych ciemnym makijażem oczu. Chłopak usiadł obok niej i pozwolił by wtuliła swoje drobne ciało w jego bok. Oparł podbródek na czubku jej głowy i cierpliwie czekał aż przestanie szlochać. Nigdy nie przypuszczał, że Slash, jego najlepszy przyjaciel może okazać się takim dupkiem. Nigdy nie traktował dziewczyn poważnie, ale wydawało się, że z Cassie łączy go coś głębszego. Tymczasem wiadomość o ciąży dziewczyny wyjawiła na światło dzienne jego najbardziej nieczułe oblicze.
-Usunę je...-szepnęła po kilkunastu minutach, wciąż kurczowo trzymając się kurtki Duffa.
-Nie!-Basista poderwał się z ławki i złapał dziewczynę za ramiona- Nie możesz tego zrobić, słyszysz?! To człowiek! Żywa istota, nie możesz od tak odebrać jej życia!
-Słyszysz co mówisz?! Ja sobie nie poradzę, nie mogę sama go wychować. Nie mam pracy, rodziny, jestem sama!- krzyczała walcząc z nowo napływającymi łzami do jej oczu. Duff westchnął ciężko i odszedł kilka kroków. Po chwili złapał dziewczynę za rękę i zaczął iść nie zważając na zbyt szybkie tempo.
-Duff, wolniej! Gdzie idziemy?!- dyszała Cassie. Nie miała pojęcia na jaki pomysł wpadł chłopak i szczerze mówiąc trochę się bała. Nie usłyszawszy od Duffa żadnej odpowiedzi po prostu biegła trzymając go za rękę. Po 15 minutach zatrzymali się przed niewielkim domem przy którym stał samochód niedawno ukradziony przez Axla.
-Oszalałeś?!- wyrwała mu rękę i skierowała się w stronę powrotną. Basista dobiegł do niej i złapał za ramię.
-To jedyne wyjście! Musisz jej to powiedzieć!- Ścisnął jej przedramię i siłą wepchnął na schodki prowadzące do domu. Nie siląc się na pukanie, pchnął drzwi wejściowe i wszedł do środka. Cassie nadal stała na zewnątrz więc grzecznie poprosił ją o wejście i zamknął za nią drzwi. Dom wyglądał jakby ktoś właśnie wyszedł zapominając o posprzątaniu i zamknięciu go na klucz.
-Erin?! Axl! Jesteście w domu?- krzyknął Duff wciąż mocno trzymając Cassie za rękę. Po chwili na schodach pojawiła się postać Axla w samych bokserkach i rozczochranych rudych włosach.
-Pojebało cię? Jest dziewiąta rano, normalni ludzie jeszcze śpią! Cassie...coś się stało?- podszedł do nich i podał rękę basiście, a potem delikatnie dotknął ramię dziewczyny.
-No właśnie jest sprawa, ale do tego potrzebna nam Erin...- Duff wpatrywał się niepewnie w Cassie szukając w jej oczach niemego poparcia.
-Erin śpi, ale mów do cholery co się stało! Coś ze Slashem?- w jednej chwili przez jego umysł przeszły najczarniejsze scenariusze. Bał się, że za moment stojąca przed nim para zawiadomi go o ciężkim stanie zdrowia gitarzysty lub co gorsza o jego śmierci.
-Nie..to znaczy w pewnym sensie tak- odezwała się w końcu Cassie i wyszarpnęła bolący nadgarstek z silnej dłoni Duffa. Nie chciała mówić o tym Axlowi a tym bardziej Erin. Mimo że były rodzonymi siostrami ich stosunki od śmierci rodziców nigdy nie były dobre. Erin zawsze obwiniała starszą o dwa lata siostrę o wypadek, który na zawsze odmienił ich życie. Duff doskonale wiedział o wypadku sprzed siedmiu lat, w którym z trojga tylko jedna osoba ocalała. Była nią właśnie Cassie; tamto zdarzenie na zawsze zmieniło nastawienie Erin do siostry. Mimo tego postanowił, że o zaistniałej sytuacji dziewczyna Axla musi wiedzieć.
-Skoro to takie ważne, to siadajcie, a ja obudzę Erin- wskazał dłonią kanapę stojącą w rogu pokoju i skierował się na schody. Wspiął się na górę i delikatnie otworzył drzwi do sypialni. Podszedł do łóżka i przejechał dłonią po plecach śpiącej dziewczyny. Widząc, że właśnie się budzi i słodko uśmiecha, nachylił się i pocałował ją w skroń.
-Jeszcze ci mało?- przekręcając się na plecy otworzyła oczy i popatrzyła na ukochanego.
-Z chęcią Skarbie, ale chyba mamy problem...-odgarnął jej włosy z twarzy i podał bieliznę leżącą przy łóżku. Nie mówiąc nic więcej poczekał aż do końca skompletuje garderobę i zaprowadził ją do salonu. Nawet Cassie nie kryła zdziwienia reakcją Erin na jej widok.
-Co tu robisz?!- krzyknęła będąc zaledwie w połowie schodów- To ma być ten problem Axl?!- patrzyła na wszystkich po kolei domagając się wyjaśnień. Nie rozumiała, co takiego musiało się stać, że była zmuszona do przebywania z siostrą w jednym miejscu.
-Erin, po pierwsze to Duff mnie tu przyprowadził...a po drugie...-zaczęła wyjaśniać, lecz rozsierdzone oblicze siostry odebrało jej śmiałość do dalszych wyjaśnień.
-Dobra...nie interesuje mnie to czy przyszłaś tu sama, czy ktoś ci kazał. Mów o co chodzi i nie patrzmy ma siebie dłużej niż musimy.- prychnęła i skierowała wzrok na Duffa, który nie wiedząc co ma odpowiedzieć po prostu wzruszył ramionami i spuścił wzrok.
-Bo ja...jestem w ciąży. A Slash...zostawił mnie- mimo iż próbowała powstrzymać łzy cisnące się do jej oczu, nie zdołała, więc wtulając się w tors basisty wybuchła niekontrolowanym płaczem.
-Co kurwa?!- z kilkusekundowej ciszy, pierwszy oprzytomniał Axl- Co ci kurwa zrobił? Pojebało go?!- popatrzył na Duffa szukając choć kilku słów zrozumienia, lecz ten wtulił twarz we włosy Cassie i delikatnie gładził ją po plecach. Erin przyglądała się przez chwilę siostrze wtulonej w wysokiego blondyna, po czym złapała leżącą na kanapie kurtkę i wybiegła z domu.
-Erin!- krzyknął Axl wybiegłszy za nią na zewnątrz- Gdzie idziesz?!-stał przez chwilę na trawie po czym wszedł z powrotem do domu. Z lekką ulgą zauważył, że dziewczyna trochę się już uspokoiła. Usiadł przy niej i zapytał co zamierza teraz zrobić.
-Nie wiem Axl...Chciałam je usunąć, ale Duff od razu mnie ochrzanił.- wzruszyła ramionami i spojrzała na chłopaka stojącego przy oknie.
-O co ci chodzi stary?! To dobry pomysł, skoro ten chuj ją olał, to chyba najlepsze wyjście...swoją drogą nie wiedziałem, że jest do tego zdolny! Nie wyjaśnił nawet?- popatrzył z zaciekawieniem na Cassie, lecz po chwili zaczął żałować swojego pytania. W jej oczach znów zebrały się łzy, więc podkuliwszy nogi oplotła się ramionami i odwróciła głowę od wokalisty.
-Muszę na razie stąd zniknąć.-mruknęła i wstała z kanapy. Podeszła do Duffa i całując go w policzek wyszła z domu.
-Mała, poczekaj- krzyknął Axl i wyszedł za nią za zewnątrz- Gdzie chcesz iść?-zmrużył oczy i w oczekiwaniu na odpowiedź patrzył na zapłakaną dziewczynę.
-Pojadę do znajomej, mieszka... w sumie nie ważne, nie chce na razie nikogo widzieć. Na pewno kiedyś się odezwę- odrzekła drżącym głosem i złapała przejeżdżającą taksówkę. Axl wrócił do mieszkania i poklepał po ramieniu wciąż stojącego przy oknie basistę.
-Masz jakąś wódkę? -odwrócił się do wokalisty.
-Coś się znajdzie, chodź do kuchni.
-Ona sobie nie poradzi wiesz?- Duff wziął szklankę napełnioną przezroczystym płynem i wypił wszystko za jednym razem.
-Jakoś to będzie, w sumie to...Kurwa, to nie nasza prawa, niech Slash się o to martwi, albo i nie martwi, bo na to nie wygląda...Tylko gdzie do chuja jest Erin?!- oparł się o blat i przeczesał palcami pasma rudych włosów.


Otworzyła drzwi i weszła do ciemnego, zagraconego pomieszczenia. Na podłodze walały się butelki po Jacku Danielsie, jakiejś taniej wódce i kilka butelek piw. Gdzieniegdzie można było dopatrzeć się części garderoby należącej do Slasha, Duffa bądź Izziego. Dom od dawna nie był wietrzony ani sprzątany i Erin wchodząc do środka machinalnie zatkała ręką nos. Rozejrzała się po salonie i weszła do kuchni. Stos niezmytych naczyń, pustych butelek i woreczków po białym proszku nie zachęcił jej do dłuższego pozostania w tym miejscu. Uchyliła okno i wyszła z pomieszczenia. Schodami wdrapała się na górę i stanęła przed jednymi z kilku drzwi. Odetchnęła głęboko i nacisnęła klamkę. Ten pokój był chyba kumulacją tego co działo się we wszystkich pomieszczeniach w domu, oprócz jednego wyjątku, a mianowicie ciała leżącego na łóżku. Podeszła bliżej i dokładnie przyjrzała się sylwetce mężczyzny. Leżał półnagi na brzuchu, burza loków rozsypana była na poduszce, a z łóżka bezwładnie zwisała ręka trzymająca do połowy opróżnioną butelkę Danielsa. Potrząsnęła jego ramię i odsunęła się kilka kroków w tył. Slash przekręcił się na bok i mrużąc oczy przed wpadającym do pokoju popołudniowym słońcem, spojrzał na Erin.
-Możesz mi to wyjaśnić?- próbowała spojrzeć mu w oczy, które chowały się w gęstwinie ciemnych loków. Nie odpowiedział, usiadł na łóżku i do końca opróżnił butelkę. Gdy ponowiła pytanie wstał i lekko się chwiejąc wyszedł z pokoju.
-Zajebiście...-mruknęła i usiadłszy na łóżku ukryła twarz w dłoniach. Po chwili w pokoju znów pojawił się Slash, usiadł obok i wplótł palce we włosy.
-Gdzie ona jest?-spytał nie zmieniając swojej pozycji. Erin miała wrażenie, że w jego głosie zauważyła lekkie drżenie.
-Nie wiem...powiedz mi tylko dlaczego zostawiłeś ją w takich okolicznościach.
-Nie wiem co do niej czuję...nie chcę mieć dziecka, wyobrażasz sobie mnie jako ojca? To chore!- podniósł głowę i krzywo się uśmiechnął.
-Bardziej chore jest twoje zachowanie w tej sprawie... w sumie ona mało mnie obchodzi, ale...Slash to moja siostra...mimo wszystko nie chcę patrzeć jak ląduje na bruku z dzieckiem.- odpowiedziała i wyszła. Chłopak siedział przez chwilę patrząc tępo w ścianę, po czym sięgnął po kolejną butelkę alkoholu i położył się na łóżku.


Gdy wróciła do domu Duffa już nie było, Axl siedział w kuchni pijąc piwo.
-Kochanie, gdzie byłaś?- na jej widok w drzwiach zerwał się z krzesła i podszedł by ją przytulić.
-Byłam u Slasha...ale nie mówmy teraz o tym, to jakaś idiotyczna historia. Nie wiem czy chce się do tego mieszać...- mruknęła i mocniej wtuliła się w tors chłopaka. Pocałował ją delikatnie w usta i zaczął rozpinać bluzkę, którą miała na sobie. Zrzucił ją na podłogę i zaczął mocować się z paskiem od jej spodni. Erin jeździła dłońmi po plecach Axla i mruczała mu do ucha, jak bardzo chce się dzisiaj z nim kochać. Uśmiechnął się i zachęcony jej słowami wziął ją na ręce i zaniósł po schodach do sypialni. Położył ją na łóżku i namiętnie pocałował. Po chwili oderwał się od niej i zrzucił z siebie koszulkę i spodnie. Obcałowywał jej szyję i powoli schodził na dół by zacząć pieścić jej biust. Złapała jego twarz w obie dłonie i znów wpiła się w jego usta. Wplotła palce w jego włosy i na chwile odrywając się od jego warg spojrzała mu w oczy. Zawsze doprowadzały ją do obłędu. Wręcz ubóstwiała gdy na nią patrzył, gdy pożerał ją wzrokiem lub gdy zerkał na nią z niewysłowioną miłością zaraz po nocnych uniesieniach.
-Kocham Cię - szepnęła całując jego powieki i czoło. W odpowiedzi znów zaczął pieścić językiem jej szyję. Na oślep zdjął jej majtki i odpiął stanik. Jęknęła gdy polizał jej sutek i delikatnie zaczął go ssać. Włożyła nogi między jego uda i poczuła, że Axl jest już bardzo podniecony. Odepchnęła go lekko i ściągając mu bokserki wzięła jego męskość do ust. Z jego gardła wydobył się mimowolny jęk, a wszystkie mięśnie niegotowe na taką dawkę rozkoszy napięły się zmuszając go do drżenia.
-Skarbie, jesteś boska...mocniej- jęknął przyciskając jej głowę jeszcze bliżej siebie. Nie mogąc dłużej wytrzymać, pchnął ją na poduszki i wchodząc w jej mokrą kobiecość krzyknął gardłowo. Kochał ją mocno jakby w obawie, że to już ostatni raz, że nigdy więcej jej nie dotknie, nie pocałuje. Robił to zdecydowanie szybciej i ostrzej niż wczoraj, niż kiedykolwiek indziej. Złapała się jego ramion i wbiła paznokcie w jego jasną skórę; próbowała spojrzeć mu w oczy, lecz głowę trzymał odchyloną do tyłu. Krzyczała coraz głośniej; rozkosz mieszała się z bólem i sama nie wiedziała już z jakiego powodu krzyczy. Po chwili Axl zadrżał i stłumił jęk miażdżąc jej usta pocałunkiem. Wtulił twarz w jej piersi i próbował unormować oddech. Erin położyła dłoń na jego głowie i delikatnie głaskała go po włosach. Podniósł się jakby sparzony jej dotykiem i wysuwając się z niej mruknął, że idzie pod prysznic.

0.

Witam. Tego bloga piszę na próbę. Dopiero zaczynam i chcę sprawdzić jak sobie poradzę. Nie wiem dokładnie ile to opowiadanie będzie wynosiło rozdziałów. Blog poświęcony jest mojemu ukochanemu zespołowi- Guns N' Roses.