czwartek, 14 marca 2013

2.

Wysiadła z autobusu i skierowała się w dobrze znanym sobie kierunku. Zatrzymała się przy niewielkim jednopiętrowym domku. Zapukała do drzwi z nadzieję, że za moment ujrzy swoją najlepszą przyjaciółkę Larę. Po chwili w progu ukazała się starsza kobieta z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-Cassie, jak dawno cię nie widziałam!-krzyknęła wciągając ją za rękę do środka.
-Dzień dobry. Przyjechałam zobaczyć się z Larą.-przywitała się, wieszając kurtkę.
-Och...tak mi przykro...Lara wyjechała z chłopakiem do jego rodziców, to bardzo daleko więc wracają za miesiąc.-współczująco uśmiechnęła się kobieta prowadząc Cassie do kuchni. Dziewczyna bardzo lubiła ten dom jak i całe miasto Compton mimo że było najbiedniejszym w Kalifornii. Jeszcze kilka lat temu mieszkała tu jej babcia ze strony ojca, który nie utrzymywał z nią żadnego kontaktu. Cassie jako jedyna z całej rodziny odwiedzała babcię i spędzała z nią często nawet kilka dni nie chodząc w tym czasie do szkoły. Właśnie podczas jednych ze swoich wagarów poznała sąsiadów babci, starsze małżeństwo o nazwisku Holloman. Bardzo szybko zaprzyjaźniła się z ich wnuczką Larą, której rodzice wyjechali do Australii zostawiając ją pod opieką dziadków. Podobna sytuacja rodzinna zbliżyła je jeszcze bardziej po wypadku samochodowym, w którym zginęli rodzice Cassie. Mimo że po wszystkim babcia dziewczyn przygarnęła je do siebie, Erin wciąż uciekała z domu. Od samego początku za całą tragedię obwiniała starszą siostrę. Nie mogła wybaczyć jej tego, że ma czelność cieszyć się życiem, podczas gdy ich rodzice tak szybko je stracili. Cassie siedząc teraz w kuchni rozmyślała o wydarzeniach, które miały miejsce w tym mieście. O szczęśliwych chwilach z babcią, która odeszła dwa lata temu, o wspaniałych wspomnieniach z Larą, gdy jako małe dziewczynki błąkały się po niebezpiecznych uliczkach i zaułkach.
-Więc się zgadzasz?-z letargu rozmyśleń wyrwał ją czuły głos starszej pani.
-Przepraszam...zamyśliłam się. Pójdę już, nie będę Pani zawracać głowy-uśmiechnęła się i skierowała do drzwi.
-Ależ dziecko, zostań, zaraz będzie się ściemniać, wiesz jak tutaj jest wieczorami. Prześpij się, a jutro wrócisz do Los Angeles.- namawiała pani Holloman. Cassie jeszcze raz podziękowała za wszystko i opuściła dom. Mijała już czwartą przecznicę i w dalszym ciągu nie mogła przypomnieć sobie gdzie stoi jakiś hotel. Nie było jej w tym mieście cztery lata i czuła się jakby wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, może z wyjątkiem ogólnego ubóstwa i niebezpieczeństw czających się na każdym kroku. Skręciła w wąską uliczkę i spostrzegła przed sobą młodego mężczyznę. Z początku wydawał jej się dziwnie znajomy, lecz wątpiła, że jego obecność tutaj może być możliwa.
-Izzy!-zaryzykowała i krzyknęła za znikającym za kolejnym zakrętem chłopakiem. Odwrócił głowę i zaczął iść w stronę dziewczyny.
-Mała, co tu robisz?-objął ją i delikatnie podniósł do góry.- Jesteś tu ze Slashem?-rozejrzał się szukając przyjaciela. Na dźwięk przezwiska gitarzysty Cassie nerwowo poprawiła włosy próbując ukryć zmieszanie i łzy zbierające się w jej oczach.
-Yy...Nie...Przyjechałam do przyjaciółki, ale okazało się, że nie ma jej w domu. Szukam teraz hotelu, bo uciekł mi ostatni autobus.- starała się szybko zmienić temat i sprawić by Izzy nie zadawał więcej pytań odnośnie Slasha.
-Tak się składa, że mieszkam tu w jednym hotelu, więc możemy tam pójść.-uśmiechnął się zapalając papierosa.-Chcesz?-wyciągnął w jej kierunku paczkę z Marlboro.
-Nie, dzięki. Nie wolno mi.-mruknęła zanim zdążyła ugryźć się w język.
-A co, w ciąży jesteś?-gitarzysta wybuchnął śmiechem i zaciągnął się.-Ej, co jest?-zauważył, że dziewczyna odwróciła się tyłem i zaczęła drżeć.
-Tak, Izzy. Jestem w ciąży!-wymamrotała.- Tylko błagam cię, nie pytaj mnie teraz o Slasha, może później ci to wyjaśnię. Możemy iść już do tego hotelu?-spytała pospiesznie ocierając łzy.
-Jasne.-wydukał zszokowany Izzy. Przez całą drogę zastanawiał się co takiego musiał zrobić jej chłopak, że uciekła od niego do tej dziury.
-Wejdziesz do mnie? Pogadamy.-uśmiechnął się gdy stanęli przed jednym z dwóch pokojów, za które mimo protestów Cassie zapłacił Izzy. Dziewczyna nieśmiało weszła i zaśmiała się na widok bałaganu panującego w pomieszczeniu. Przez myśl przeszło jej, że to chyba znak rozpoznawczy każdego członka Guns N' Roses. Usiadła na wskazanym przez Izziego fotelu i z rozbawieniem patrzyła na zmagania chłopaka, który próbował doprowadzić pokój do ładu.
-Nie śmiej się! Robię to chyba drugi raz w życiu!-krzyknął próbując wepchnąć ubrania do walizki.
-Nie musisz tego robić, byłam w waszym domu nie raz...-skrzywiła się i spuściła głowę.
-Powiesz mi co się stało?-zapytał siadając przed nią na podłodze.
-Izzy...tak bardzo nie chcę do tego wracać...-westchnęła po czym jeszcze raz wzięła głęboki oddech i szybko wyjaśniła całą sytuację związaną ze Slashem. Izzy patrzył na nią szeroko otwartymi oczami i pierwszy raz od bardzo dawna poczuł okropną złość na kolegę z zespołu. Nawet siebie podejrzewałby o takie coś, ale nigdy jego. Dobrze go znał i wiedział o jego wadach i zaletach, ale nigdy nie przypisał by mu nieodpowiedzialności. Cassie otarła już dzisiaj chyba setny raz mokre od łez policzki i dziękując Izziemu poszła do swojego pokoju.


Wszedł do domu i od razu skierował się na górę. Nie zaskoczył go widok ledwie przytomnego Slasha próbującego grać na gitarze.
-Co odjebałeś?-zapytał opierając się o framugę drzwi.
-Axl...s-spierdalaj!-warknął i znów zajął się graniem jakiejś melodii. Wokalista pokręcił głową i zbiegł na dół. Wszedł do kuchni i wpadł na Duffa całującego się z jakąś brunetką.
-Uu, nieźle! Widzę, że przeszkadzam...Duff wpadnę wieczorem, ok? Chyba, że to dla was za mało czasu?-zaśmiał się szyderczo i zmierzył wzrokiem w połowie nagą dziewczynę, która nie zmieszana obecnością chłopaka całowała basistę po torsie.
-O dwudziestej!-jęknął gdy usta brunetki zmierzały coraz niżej. Axl jeszcze raz rzucił okiem na zgrabne ciało dziewczyny i wyszedł. Po piętnastu minutach był już pod domem Erin, który od pół roku był również i jego domem. Dziewczyna siedziała na tarasie i ze skupieniem pochłaniała jakąś lekturę. Dopiero po kilku minutach zauważyła Axla, który przyglądał się jej, oparty o barierkę.
-Kochanie! Byłeś u chłopaków?- spytała odkładając na chwilę książkę. Chłopak strzepnął głową jakby wyrwany z transu i wchodząc po schodach usiadł obok niej na krześle.
-Chciałem pogadać z tym idiotą i Duffem, ale pierwszy jest całkowicie zalany, a drugi pieprzy w kuchni jakąś dziunię.-wzruszył ramionami i oparł głowę o ścianę domu zamykając oczy.
-Masz dzisiaj jakieś plany?-szybko starała się zmienić temat, by nie zszedł na rozmowę o jej siostrze.
-Sypialnia?-mruknął kładąc jej dłoń na kolanie.
-Niestety przez kilka dni nie możemy.-uśmiechnęła się przepraszająco i zabrała jego rękę, która zawędrowała już na jej udo.
-Ok...Pójdę do studia, muszę...sprawdzę jak stoimy z materiałem.-przyłożył usta do jej policzka i trwał tak przez moment. Po chwili oderwał się od niej i pogłaskał po włosach. Mruknął tylko, że wróci późnym wieczorem, bo umówił się z Duffem i poszedł odpalić samochód.


-O której przychodzi Rudy?-zapytał Slash wchodząc do kuchni i trącając ramieniem siedzącego przy stole basistę.
-Co, może teraz zostawisz zespół?!-zerwał się z krzesła wywracając przy tym butelkę wódki stojącą przed nim na stole.
-O chuj ci chodzi?! Masz jakiś problem?-krzyknął Slash i odgarnął loki z czoła. Jego źrenice były nienaturalnie powiększone, a wzrok jakby nieobecny.
-Przestań tyle ćpać, to może zrozumiesz.-warknął i sięgając po piwo wyszedł na zewnątrz. Po chwili przed ich domem zaparkował samochód, z którego wyszedł Axl.
-Nie wierzę! Zero spóźnienia?!-zaczął bić brawo Duff.
-Daruj sobie. Jest w domu Slash? Musimy pogadać na temat prób. Byłem właśnie w studiu z Mattem, jesteśmy do tyłu, trzeba zadzwonić do Izziego i ściągnąć go z tego urlopu.-zaczął wyliczać zmierzając w kierunku drzwi wejściowych.
-Nie idziesz?-zatrzymał się w połowie drogi i zerknął przez ramię na blondyna.
-Nie mam zamiaru gadać z tym pojebem.-bąknął, dalej pijąc piwo.
-Nie wkurwiaj mnie! Nie mam zamiaru gadać z nim o tym, co zrobił Cassie! To ich pierdolony interes! Nie zgrywaj bohatera broniąc jej, tylko zapierdalaj do tego domu i omawiaj z nami plan prób, bo nie będę z wami siedział całą noc.-wrzasnął Axl i z hukiem zatrzasnął drzwi od domu. Po dwóch godzinach kłótni i sporów usłyszeli dźwięk telefonu.
-Halo?-pierwszy do telefonu podbiegł Slash.
-Cześć, tu Izzy. Powiedz Rudemu, że wrócę za dwa tygodnie, mam ważną sprawę do załatwienia.-powiedział dziwnie zachrypniętym głosem.
-Nie ma mowy. Próby zaczynamy w następnym tygodniu. Masz być w niedzielę tutaj!
-Postaram się.-rzucił po chwili i odłożył słuchawkę. Slash wracając do kuchni zderzył się w drzwiach z Axlem, który powiedział, że musi już iść i jeśli Izzy nie wróci w niedzielę, Slash ma po niego jechać.
-No...dobra...-odpowiedział trochę zaskoczony Mulat i odprowadzając wzrokiem wokalistę poszedł do swojego pokoju.
Axl wyszedł na zewnątrz i skulił ramiona czując na sobie chłód nocy. Wsiadł do samochodu i odpalił silnik. W ciągu kilku minut był już pod domem, który dzielił z Erin. Wszedł na taras i siadając na krześle zapalił papierosa. Rozmyślał o swoim ukochanym zespole, o nowej płycie, o drugiej części trasy, w którą ruszali już za całe dwa miesiące i w końcu o uczuciu, które nie dawało mu spokoju, którego nigdy wcześniej nie zaznał. Po chwili usłyszał za sobą ciche zgrzytnięcie drzwi i odgłos kroków, które poznałby nawet po stu latach rozłąki. Przymknął oczy i poczuł ciepłe dłonie obejmujące jego tors.
-Czemu nie wchodzisz?-wyszeptała mu do ucha po czym delikatnie ucałowała czubek jego głowy.
-Idź do środka, zmarzniesz...-wyminął jej pytanie i przelotem ucałował jej dłoń. Wstał i uśmiechnął się do niej czule gładząc kciukiem jej policzek. Podszedł bliżej i przyłożył jej głowę do swojej klatki piersiowej. Wtuliła się w niego najmocniej jak tylko mogła i wdychała zapach jego perfum. Ostrożnie, jakby była bardzo drogą porcelanową lalką otoczył ją ramionami i delikatnie zaczął się kołysać. Chwilę później odciągnął od siebie dziewczynę i niepewnie poprosił by weszli już do domu.


Od kilku minut stał pod drzwiami zastanawiając się czy powinien jej przeszkadzać, czy chce go teraz widzieć, rozmawiać z nim? A może woli zostać sama? Już podnosił pięść by zapukać, gdy drzwi otworzyły się i ujrzał w nich przerażoną twarz Cassie. Wyglądała tak jakby za chwilę miała zemdleć, jej zawsze gęste i puszyste włosy były teraz oklapnięte i mokre od potu. Jedną ręką trzymała się za brzuch, a w drugiej mocno ściskała kurtkę.
-Kurwa! Co ci jest?!-Izzy przytrzymał ją gdy już prawie opadała na podłogę. Chciała mu odpowiedzieć, lecz z jej ust wydobył się tylko cichy pisk. Chłopak oparł ją o swoje ramię i najdelikatniej jak potrafił zszedł z nią do recepcji.
-Niech pani zadzwoni po karetkę, szybko!- krzyknął gdy tylko zauważył recepcjonistkę. Posadził dziewczynę na fotelu stojącym w holu i zszokowany patrzył na jej twarz. Nie miał pojęcia co się stało i bał się, że jej albo dziecku stanie się jakaś krzywda. Po kilkunastu minutach do holu wbiegli sanitariusze, posadzili Cassie na wózku i wjechali nim do karetki.
-Jest pan kimś z rodziny?-zapytał Izziego jeden z ratowników.
-Ja...jestem narzeczonym.
-W porządku, proszę wsiadać!-popchnął Izziego do środka i zamknął za nim drzwi.


-Mogę wiedzieć ile to potrwa?-zaczepił młodą pielęgniarkę, która wyszła właśnie z sali, do której zabrali Cassie.
-Niech się pan uspokoi, dopiero weszła.-uśmiechnęła się dziewczyna i posadziła gitarzystę na krześle pod ścianą. Chłopak ukrył twarz w dłoniach i wypuścił powietrze z płuc. Sekundy dłużyły mu się niemiłosiernie i tak bardzo chciał już wiedzieć co się właściwie stało. Za każdym dźwiękiem otwieranych drzwi podrywał się z krzesła i doszukiwał się twarzy znajomego lekarza. W momencie gdy stracił już nadzieję, że dowie się dzisiaj czegokolwiek zza drzwi, w których zniknęła jego przyjaciółka wyszedł zajmujący się nią lekarz. Po wyrazie twarzy tego mężczyzny Izzy zrozumiał, że może spodziewać się najgorszego.
-Musi pan być teraz dla niej oparciem. Bardzo mi przykro.-odparł ściskając ramię gitarzysty. - Oczywiście może pan do niej wejść, ale nie na długo. Jak skończycie, proszę przyjść do mojego gabinetu. Ostatnie drzwi po lewej stronie na końcu korytarza.-uśmiechnął się ze współczuciem i odszedł. Izzy stał jeszcze przez chwilę na korytarzu wahając się przed wejściem do sali. W końcu pchnął lekko drzwi i podszedł do łóżka, na którym leżała Cassie. Stanął obok nie mając śmiałości spojrzeć jej w twarz.
-W porządku Izzy...-szepnęła łapiąc go za rękę.- To był szósty tydzień.-dodała po czym zamknęła oczy i zasnęła wyczerpana bólem i lękiem. Chłopak ucałował jej mokre czoło i wyszedł, ostrożnie przymykając drzwi. Skierował się do gabinetu wcześniej wskazanego mu przez lekarza i zapukał.
-Proszę!-usłyszał stłumiony głos ginekologa.
-Dzień dobry, ja w sprawie mojej przy...narzeczonej. Izzy Stradlin.-podał rękę mężczyźnie w białym kitlu i usiadł na krześle przed biurkiem.
-Witam, doktor James Stein. Pewnie chce mnie pan zapytać o powód poronienia panny Cassandry Everly. Otóż, biorąc pod uwagę fakt, iż ciąża nie była prowadzona przez żadnego lekarza, nie byłem w stanie uratować płodu. Podejrzewam, że był on zagrożony już od pierwszych dni od poczęcia. Myślę, że wczesna interwencja lekarska mogłaby temu zapobiec, ale nie jestem od tego by państwa osądzać.-skrzywił usta w uśmiechu i podał Izziemu receptę na leki.-Proszę również pomyśleć o psychologu.-dodał nie przerywając sporządzania notatek.
-Czy...-gitarzysta z trudem przełkną ślinę-Czy ona jest chora? To znaczy...czy będzie mogła mieć kiedyś dzieci?-zapytał zmieszany.
-Oczywiście. W tym wypadku, poronienia nie wystąpiło na skutek niedomogi pacjentki, lecz samoistnego upośledzenia płodu. Myślę, że stres mógł mieć na to duży wpływ.-dodał wyczytując z twarzy Izziego, że dziewczyna z pewnością nie dbała o siebie podczas tych kilku tygodni ciąży.
-Dziękuję.-wyszeptał chłopak i mnąc w ręku receptę wyszedł na korytarz. Nie chciał wchodzić teraz do Cassie, wolał by się wyspała, odprężyła, próbowała zapomnieć, choć wydawało mu się, że była mniej przejęta od niego. Po dwóch godzinach spędzonych na szpitalnym korytarzu postanowił wejść do dziewczyny. Odetchnął z ulgą zauważając, że wciąż śpi. Dotknął jej dłoni, lecz szybko cofnął się gdy zamruczała przez sen, a po chwili otworzyła oczy.
-Iz...Izzy...dziękuję, że jesteś.-szepnęła z powrotem sięgając po jego dłoń.
-Spokojnie. Na pewno zostaniesz tu kilka dni, potem wrócimy do Los Angeles.-uśmiechnął się głaskając ją po włosach. Chciała coś powiedzieć, ale od razu zapewnił, że o sprawę ze Slashem nie musi się martwić. Nachylił się nad nią, by jeszcze ucałować jej czoło, lecz dziewczyna podniosła głowę i zatopiła usta w jego ciepłych wargach.

3 komentarze:

  1. O jaa *_____* a to mnie z Izzy'm zaskoczyłaś! No kurde super! xD
    Baaardzo pozytywny rozdział mogę nawet śmiało powiedzieć, że lepszy od poprzedniego. Axl tutaj taki kochany, że aż miło. Erin ma jednak szczęście ;]
    Slash pije i co dalej? Ciekawe czy jeszcze do siebie wrócą? Nie mam pojęcia co wymyślisz w przyszłości, więc nie będę lepiej gdybać <3

    Czekam na kolejny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto, jesteś niesamowita!!!!! To naprawdę dopiero Twoje pierwsze opowiadanie? To jesteś stworzona do pisania takich rzeczy :)
    Slash to dupek, że tak ją potraktował i non stop chleje i ćpa...
    Duffy jest takim kochanym przyjacielem, który się martwi. Myślałam, że to z nim coś się wydarzy, ale widzę, że Izzy jest jej bliższy :) ten pocałunek był słodki. Dobrze, że brunet jest przy niej w takiej chwili...biedna dziewczyna
    No i Axl...niby kochany i uroczy, ale coś mi się wydaje, że coś ukrywa. Może się mylę ;)
    Zapraszam do mnie www.the-flames-burned-out.blogspot.com i proszę o informowanie o notkach :) Dodawaj szybciutko następny!!!!
    Aaaaa... i lądujesz u mnie w polecanych <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpadłam na Twojego bloga z polecenia i muszę Ci powiedzieć, że masz mega talent!
    Slash jest okropny... No bo kurde, jak mógł ją tak po prostu zostawić? Zrobił jej dziecko i co? "było fajnie, ale zrobiło się poważnie więc spierdalaj"?
    Na dodatek to jego ciągłe ćpanie i chlanie...
    Cassie miała szczęście, że spotkała Izzyego w tym mieście... No i ten pocałunek taki fajny ♥ w sumie też myślałam, że będzie coś z Duffem, ale jak widać nie :)
    Ooo Axl i Erin ♡ podobają mi się, jako para, kochani i słodcy :)
    No i duży plus za niebanalny pomysł! Siostry Erin jeszcze chyba nigdy nie było! Brawo! :D

    przy okazji zapraszam do mnie: only-love-can-save-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń